Ragazzi
odwracają się plecami do zamkniętych drzwi. Kierują się z
powrotem na rynek .Idą do hotelu Milano , żeby ogarnąć się
przed obiadem .Myślą nad tym co się wydarzyło. Nie rozmawiają
całą drogę do hotelu z sobą , ponieważ są zamyśleni.
Wchodzą
do hotelu. Biorą klucze , od pokoju z recepcji. Dopiero w hotelu
zaczynają kleić rozmowę.
-
-Piero :Gian ,Ignazio możemy pogadać w pokoju? Bo nurtuje mnie
jedna rzecz.
-Gian-Jasne,
że tak?
-Si
.Pewnie ze spojrzenia Gianluci wnioskuje, że jemu też leży coś na
sercu podobnie ze mnIE jest więc nie jesteś wyjątkiem Piero.
-Piero-Rewelacja.
Po prostu cudnie, że nas coś gryzie. Wjedźmy na górę windą. Sa
na 2 piętrze pod pokojem numer 3. Piero otwiera pokój i wchodzą
do niego. Gian zamyka drzwi pokoju wchodząc.
Siadają
na krawędziach łóżek naprzeciwko siebie. Milczą. Patrzy jeden w
drugiemu w oczy.
-
Ignazio-Kto zacznie się zwierzać?
Po
chwili milczenia rękę podnosi Gianluca.
- To może ja zacznę… Tylko nie wiem jak ubrać to w słowa.
-Ignazio-Ty
żebyś nie widział jak użyć słów do opisania uczuć ? Dziwne
Gian.
-Piero-
To do ciebie Gian niepodobne naprawdę . Z nasze jcałej trójki
zwykle Tobie opisanie uczuć emocji przychodzi najłatwiej opisać.
-Gian-
Fakt. Ale tym rzem jest inaczej. Naprawde. Wtedy gdy śpiewaliśmy
,,Grandr amore’’ świat się zatrzymał na chwile a w centrum
zamiast sole była jedynie dziewczyna w czerwonej sukience. Coś
jakaś obca siła mnie ciągnęła w jej kierunku , której nie
mogłem się oprzeć. Chodzi mi o Rosse.
-Ignazio
-Kurczę blade… Chłopie doskonale opisałeś tylko ,że ja
czułem jagbym dostał na święta wielki wór prezentów na widok
dziewczyny ubranej na niebiesko.
-
Piero- Tak ponownie wychodzi na to , że ja Ignaziorozumiemy się bez
słów, Bo wyjął mi z ust to co chciałem powiedzieć. Z tą
rożnicą , że ja poczułem jakby piorun trafił w serce moje.
-Gian-
Ciekawe… Myślicie o tym co ja ?
Gian
spojrzał na nich porozumiewawczo.
-Piero/
Ignazio z lekkim niedowierzeniem - Ty chyba nie myślisz ,że trafiła
nas strzała amora.
-
Obawiam się ,że tak właśnie jest. Mówiliście chyba mi , że
kiedyś to nadejdzie. Ale nie spodziewaliście się , że was też
trafi przy okazji.
-Igzazio
- No fakt. Nie da się ukryć , że masz słuszność. Chodźmy na
dół na obiad bo od tego filozofowania zrobiłem się głodny.
-Piero-
A ten tylko o jedzeniu by myślał.
-Gianluca-
Si. Zero romantyzmu. Schodźcie. Dogonię was . Muszę się
opanować , żeby zejść na dół i nie mieć głupiego uśmiechu na
ustach.
-Piero
-Ok niech będzie. Na obiad jest lasagne. będziemy czekać na
ciebie. Tylko nigdzie się nie włócz. Zejdź jak najszybciej bo
pan łakomczuch zje twoją porcję. A raczej nie robienia dzióbków
,,dziób dzióbie’’.
-Ignazio
śpiewa-Czy ktoś widział dziób dzióba . Skąd się wziął ten
dziób dziób? Może w końcu się uda odpowiedzieć jak z nut.
-Piero
odpowiada śpiewająco - Dziób dziób jest z Rosetto z Abruzji. To
odpowiedzi jak z nut.
-Gian-
Dobrze. Postaram się pośpieszyć . I nie robię dzióbków Piero.
Grazje wam obu. Nie chcę was wyganiać ,ale idźcie na obiad. Weźcie
mi zamówcie lasagne. Prego.
-Ignazio/Piero-Jasne.
Zamówimy. Chodźmy.
Ignazio i Piero wychodzą z pokoju. Gianluca toczy rozmowę z samym
sobą .
-,,Czy
to jest miłość? Jeśli to miłość to bo Boże Mój mam nadzieje
, że szczera i wzajemna. Pamiętam co kiedyś powiedział Oscar
Wilde :Mężczyzna zakochuje się tak, jakby spadał ze schodów: to
po prostu wypadek. ‘’
-,,Ale
jaki to piękny wypadek. Pora iść na obiad. Bo jak znam Ignazio to
gotów jest zjeść mi obiad. Kurczę ten uśmiech nie chce zniknąć.
Trudno trzeba isć .’’
W
tym czasie Ignazio i Piero są w restauracji jedzą lasagne i
rozmawiają.
-Ignazio
-Ciekawe czy udało mu się zapanować nad sobą. Zakład że tak o
10 euro.
-
Piero- Może tak choć wątpię. Zgoda ja zakładam że nie podołał.
Ooo …Gian na horyzoncie .
-
To dość szybko się opanował. Nie jednak nie opanował uśmiechu .
No nie victoria jest twoja .
-Trzeba
nauczyć się ze raz na górze raz na dole.
-Masz
10 ero paskudo.
-Grazje.
Gianluca
podchodzi do nich i siada przy stoliku.
-O
czym dyskusja się toczy?
-Piero-
O twą lasagne, którą udało mi się uchronić przed,, Smerfem
Łakomczuchem’’
-Gian-
W Takim razie gratuluję i dzięki wielkie.
-Proszę.
-Ignazio-Przesadzacie
trochę z tym łakomstwem moim naprawdę chłopaki. Dobrze ,że
Michele zgodził się na wyjazd do Werony to odpoczniemy ciut.
-Gian/Piero
– Si. Chwała mu za to.
-
Teraz tylko pozostaje nam wrócić do Bolonii , aby się przepakować.
-Gian
mówi w czasie jedzenia lasagne- Mam plan. Teraz po obiedzie
zdrzemnijmy się w pokoju i zejdziemy na kolacje o 19. Pójdziemy
potem znów do pokoju tam nie wiem jak kto woli pójdzie wcześniej
spać lub bo ja wiem poczyta książkę, Bo musimy być wypoczęci do
drogi do domu.
-
Piero - Okey .Mnie pasuje plan.
-
Ignazio- Niech będzie.
Gian
kończy jeść lasagne. Idą na górę do pokoju. W pokoju kładą
się na łóżkach i drzemią . Jest 18.30. Budzik dzwoni .Chłopaki
wstają i idą razem do restauracji na kolację. Na kolację jedzą
łososia z sałatką grecką popijając czerwonym winem. Po kolacji
wracają do pokoju. W pokoju Ignazio wyjmuje saksofon i ćwiczy grę
na nim. Piero włącza muzykę na telefonie i słucha jej na
słuchawkach. Gianluca czyta książkę ,, Dzieje Tristana i Izoldy’’
Józef Bedier. Jest 22 chłpaki odkładają przyjemności i
zasypiają.
Jest
7 rano. Ragazzi wstają z łóżek , ścielą je najładniej jak
umieją . Schodzą do restauracji na śniadanie. Na śniadanie mają
kromki z pastą jajeczną, herbatę z cytryną , mokate.
Po
śniadaniu idą do pokoju po walizki i zamykają drzwi do pokoju.
Idą do recepcji i oddają klucze.
-Pierro-
Buongiorno !Dziękujemy bardzo za miły pobyt w waszym hotelu. Mamy
nadzieję, że wrócimy do Mediolanu kiedyś. Arrivederci!
-Recepcjonista-Arrivederla!
Chłopaki
wychodzą na dwór idą do ferrali. Podchodzą do bagażnika i
wrzucają do niego walizki. Tym razem za kierownicą siada Piero,
Gianluca obok kierowcy ,Ignazio z tyłu .
-Piero-Wracamy
nasza Bolonio!
-Gian-Si!
-Chłopcy
włączcie może Radio Italia. Może będzie coś ciekawego do
słuchania.
-Gian-
Robi się . Zobaczmy gdzie jst ten przycisk do włączenia radia… A
jest. Prego. Kurcze ty wies kidy kazać włączyć radio Ignazio
akurat leci ,,E piu E penso’’ Andrea Boccelli.
-Bardzo
zabawne. Piero jedźmy już .
-Już
jedziemy.
Ragazzii
jadą szosą podziwiając widoki przez okno auta. Jest 20 gdy
dojeżdżają na miejsce. Zapada zmrok.
-Wszyscy
trzej na widok domu -Witaj casa!
Piero
otwiera drzwi kluczem, Wchodzą do środka.
-Gian-Dom
,słodki dom.
-Ignazio-
Nie wiem jak wy ale idę się tylko umyć i idę spać. Bo rano
trzeba wcześnie wstać i koniom wody dać.
-Piero-
Co ci Ignazio.? Koni nie posiadamy. Oile wiem.
-O
tóż mamy konie Piero tylko że są w stajni w mieście –citta.
Dałem je parę dni wcześniej przed wyjazdem do Mediolanu.
-Piero-
Acha. To mamy konie. Brak jedynie zbroi i mieczy nam , żeby grać
rycerzy. A tak swoją drogą. Jak je nazwałeś?
-
Zwą się : Walter, Alex, Spy, Flica i Otello.
-Ciekawe
czy umiesz jeździć konno.
-Umiem.
Idę się myć i spać. Wam radzę podobnie.
-Gian-
Pójdziemy za twą rada. Dobrze ze są tu 3 łazienki.
-Piero-
Racja Gianluca. Dobra myć się raz i do łóżek.
Chłopaki
idą do łazienek się ogarnąć. Potem zasypiają w łóżkach.
Zostawcie komentarze w miejscu komentzrzy. Bardzo was proszę, bo dla was to 5 min i drobnostka ,a dla mnie chęć do dalszego pisania.
Mediolan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz