Rossa śni że
znajduje się na polanie. Szum rzeki, drzew, ptaków śpiew. Czuć
zapach kwitnących kwiatów. Siedzi na kocu, na trawie w cieniu
drzew. Zasłuchana w świergot ptaków nie słyszy kroków. Za jej
plecami dochodzi powitanie i pytanie po włosku i hiszpańsku:
-Cześć piękna
dziewczyno. (Ciao bella ragazza. Hola guapa chica.) Mogę się
przyłączyć? ( Posso parte cipare? Te puede acopar?)
Rossa odwraca się
w tamtą stronę i widzi kruczoczarną czuprynę i piwne oczy w
odcieniu mlecznej czekolady i nieśmiały uśmiech.
-Ciao Gianluca! …
Eee… To znaczy usiądź proszę. ( Si prego di
sidersi. Estas sentando por favor.)
-mówi Gianluca-
Dziękuję bardzo. ( Molto grazie. Muchas gracias.)- po czym dodaje z
łobuzerskim błyskiem w oczach- Ślicznie wyglądasz w tej z tej
piżamie z Bambim.
-Rossa cała się
rumieni- Co takiego ?! No ładne kwiatki ! Piżama z Babim na
spotkaniu z tobą.
-Gianluca patrzy
jej w oczy i mówi uwodzicielskim barytonem- Nic nie szkodzi. Jesteś
taka urocza kiedy się rumienisz. Wyglądasz wtedy jak dojrzała
wiśnia, taka błyszcząca i soczysta, że chciałoby się ją zjeść.
Naprawdę śliczna jesteś.
-Rossa roześmiana
mówi- Skoro już takie głupstwa gadasz to może zjedzmy te owoce.
Co?
- Wcale nie gadam
głupstw. Dobrze nazbierajmy trochę tych czereśni z drzew. Weźmy
ten koszyk i wrzucajmy do niego owoce.
Idą w kierunku
drzew. Stoją pod czereśnią. zrywają owoce i wrzucają do
koszyka. W pewnym momencie Rossa traci równowagę i Gianluca jakimś
cudem zdąża ją złapać w porę. Rossa nie chcący go przewraca
na ziemię. Turlają i śmieją się. Gdy się w końcu zatrzymują
są dobre 2 metry od drzew. Gianluca leży na trawie a Rossa na nim.
Słońce zajaśniało, ptaki zamilkły, wiatr ucichł. Rossa ma
twarz parę centymetrów od twarzy Gianluci. Gian dostrzegając
wysunięty kosmyk włosów opadający na twarz Rossy, niby od
niechcenia chowa go za jej ucho i wraca dłonią do jej policzka.
Leciutko podnosi się na łokciu i zbliża do twarzy Rossy. Widzi w
jej oczach nie me zrozumienie i niedowierzenie. Jest parę mm od
jej ust. I gdy w końcu ich usta się spotykają świat staje w miejscu.
Natale śni.
Ciemność. Zimno. Kamień. Czuć kamienną ścianę.
-Jestem w wieży.
( Io sono in nellla torre. Yo en nella
torre.) Słyszę ryk.
Podchodzę do
małego okna. Widzę przez okno smoka.( Io so con
la finestra un drago. Yoveo por la ventana un dragon.)
Lata na
skrzydłach wokół wieży . Ma muskularne łapy, wielki łeb, jest w
ogóle olbrzymi. Jest pomarańczowy jak płomień ognia. Wtem
zatrzymuje się. Utkwił wzrok w pewnym punkcie na środku placu.
Coś tam lśni i się porusza. Dostrzegam jeźdźca odzianego w
złotą zbroję na śnieżnobiałym rumaku. Pędzącego do smoka.
Smok wzbija się wyżej na niebie i robi zwrot pikując jak jastrząb
w kierunku ziemi. Otwiera paszczę i wybuchają płomienie. Rycerz
zasłania się tarczą w złote lilie oplatające serce. Płomienie
go nie dosięgają. Smok odlatuje by ponowić atak. Smok wraca
Rycerz atakuje smoka w sposób niekonwencjonalny bo nie mieczem
przytroczonym do pasa a muzyką płynącą z jego ust i serca.
Rycerz śpiewa ,,We are the champions’’ z bajki ,,Kurczak mały’’.
-Chwila momen…
Znam ten głos… To niemożliwe by był to…
Smok odlatuje na
dobre. Drzwi w wieży się pojawiają, a ja mogę wyjść z mojej
samotni. Wychodzę z wieży i pędzę jak głupia na spotkanie memu
wybawcy po schodach. Ten na głos kroków odwraca się i zdejmuje
hełm i zsiada z konia. Wiatr rozwieją mu włosy. Kto okazuje się
być mym rycerzem na białym koniu? I kogo widzę…
- Ciao Ignazio!
Wpadam w jego
objęcia.
- Ciao gwiazdo
moja.( Ciao mia stella.)
-Jak ty tu
trafiłeś?
- Och… Za twoją
tęsknotą i strachem podążyłem. To ty mnie tu wezwałaś, więc
jestem.
-Acha. Gdzie do
diaska podziały się moje maniery …Dziękuje za uratowanie mi
życia.
- Bardzo cię
proszę. Ratować takie damy opresji to dla mnie czysta przyjemność.
I pięknie wyglądz w tej zielonej sukni. Wyglądasz jak księżniczka.
-Kurczę. nie mam
jedwabnej chusteczki by ci dać w podzięce zgodnie z tradycją.
- Nic nie
szkodzi. Ważne ,że jesteś. Dla nagrodą wystarczającą jesteś
ty. Bo cię kocham.
- Co takiego
powiedziałeś… że mnie …
- Kocham cię
Natale Vento. Czy to takie straszne, że taki wielkolud kocha taką
dziewczynę.
- O Mamo !? Ja po
prostu nie mogę w to uwierzyć ! to sen nic więcej. Jakże bym
chcicała by był prawdziwy.
- Owszem to sen
ale za pomocą niewytłumaczalnej magii zdołałem znaleźć się w
twoim śnie i ci to wyznać bo nie wiem czy zdołałbym to zrobić w
realu. Wiedz, że zawsze przy tobie jestem w śnie czy w
rzeczywistości, w smutku i szczęściu. Wystarczy że pomyślisz o
mnie i się pojawię.
- Ojej uszczypnij
mnie proszę albo nie pocałuj .
-No wiesz już
myślałem że nigdy nie poprosisz.
Ignazio bierze
ją w ramieniem do góry a drugim bierze jej twarz delikatnie w dłoń
i pochyla się i powoli zbliża się do jej ust. I Gdy ich usta
spotykają się gwiazdy nagle się pojawiają i migoczą jaśniej
jak dla nikogo bardzie na ziemi.
Notte nie
potrafiła zasnąć i przewracała się z boku na bok. Jednak kiedy w
końcu zapadła w głęboki sen, przyśnił jej się Piero. Szli obok
siebie, w ciepły wieczór i nagle Piero wyciągnął do niej swoją
dłoń, którą chwyciła i opletli swoje palce jakby byli
przyjaciółmi-przynajmniej tak jej się wydawało, gdy wstała rano.
Nie rozmawiali ze sobą i szli nawet nie wiedząc dokąd, ale przy
nim czuła się bezpiecznie i wiedziała, że nie grozi jej przy nim
żadne nie bezpieczeństwo. kątem oka widziała jego twarz, z której
nie mogła nic wyczytać. Czy myślał w tej chwili o niej, o
nich???Piero był tajemniczy. Wtedy zadzwonił budzik i cały czar
snu prysnął jak bańka mydlana.
Ten rozdział dedykuję Nadii Barone która pomogła mi ze snem Notte. Dedykuję też go Hanie Machejek, która wykonałą mema Ignazio rycerza.Dzięki wam pomoc. Jak podobał się rozdział? Szczególnie mówię tu do każdej z was dziewczyny która kocha każdego z tych trzech panów. Następny nie wiem kiedy będzie bo nawet nie jest napisany. Wybaczcie mi.
Na koniec buziaki od chłopaków.