yy

yy

poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 9 cz.I Sny


Rossa śni że znajduje się na polanie. Szum rzeki, drzew, ptaków śpiew. Czuć zapach kwitnących kwiatów. Siedzi na kocu, na trawie w cieniu drzew. Zasłuchana w świergot ptaków nie słyszy kroków. Za jej plecami dochodzi powitanie i pytanie po włosku i hiszpańsku:
-Cześć piękna dziewczyno. (Ciao bella ragazza. Hola guapa chica.) Mogę się przyłączyć? ( Posso parte cipare? Te puede acopar?)
Rossa odwraca się w tamtą stronę i widzi kruczoczarną czuprynę i piwne oczy w odcieniu mlecznej czekolady i nieśmiały uśmiech.
-Ciao Gianluca! … Eee… To znaczy usiądź proszę. ( Si prego di sidersi. Estas sentando por favor.)
-mówi Gianluca- Dziękuję bardzo. ( Molto grazie. Muchas gracias.)- po czym dodaje z łobuzerskim błyskiem w oczach- Ślicznie wyglądasz w tej z tej piżamie z Bambim.
-Rossa cała się rumieni- Co takiego ?! No ładne kwiatki ! Piżama z Babim na spotkaniu z tobą.
-Gianluca patrzy jej w oczy i mówi uwodzicielskim barytonem- Nic nie szkodzi. Jesteś taka urocza kiedy się rumienisz. Wyglądasz wtedy jak dojrzała wiśnia, taka błyszcząca i soczysta, że chciałoby się ją zjeść. Naprawdę śliczna jesteś.
-Rossa roześmiana mówi- Skoro już takie głupstwa gadasz to może zjedzmy te owoce. Co?
- Wcale nie gadam głupstw. Dobrze nazbierajmy trochę tych czereśni z drzew. Weźmy ten koszyk i wrzucajmy do niego owoce.
Idą w kierunku drzew. Stoją pod czereśnią. zrywają owoce i wrzucają do koszyka. W pewnym momencie Rossa traci równowagę i Gianluca jakimś cudem zdąża ją złapać w porę. Rossa nie chcący go przewraca na ziemię. Turlają i śmieją się. Gdy się w końcu zatrzymują są dobre 2 metry od drzew. Gianluca leży na trawie a Rossa na nim. Słońce zajaśniało, ptaki zamilkły, wiatr ucichł. Rossa ma twarz parę centymetrów od twarzy Gianluci. Gian dostrzegając wysunięty kosmyk włosów opadający na twarz Rossy, niby od niechcenia chowa go za jej ucho i wraca dłonią do jej policzka. Leciutko podnosi się na łokciu i zbliża do twarzy Rossy. Widzi w jej oczach nie me zrozumienie i niedowierzenie. Jest parę mm od jej ust. I gdy w końcu ich usta się spotykają świat staje w miejscu.
Natale śni. Ciemność. Zimno. Kamień. Czuć kamienną ścianę.
-Jestem w wieży. ( Io sono in nellla torre. Yo en nella torre.) Słyszę ryk.
Podchodzę do małego okna. Widzę przez okno smoka.( Io so con la finestra un drago. Yoveo por la ventana un dragon.)
Lata na skrzydłach wokół wieży . Ma muskularne łapy, wielki łeb, jest w ogóle olbrzymi. Jest pomarańczowy jak płomień ognia. Wtem zatrzymuje się. Utkwił wzrok w pewnym punkcie na środku placu. Coś tam lśni i się porusza. Dostrzegam jeźdźca odzianego w złotą zbroję na śnieżnobiałym rumaku. Pędzącego do smoka. Smok wzbija się wyżej na niebie i robi zwrot pikując jak jastrząb w kierunku ziemi. Otwiera paszczę i wybuchają płomienie. Rycerz zasłania się tarczą w złote lilie oplatające serce. Płomienie go nie dosięgają. Smok odlatuje by ponowić atak. Smok wraca Rycerz atakuje smoka w sposób niekonwencjonalny bo nie mieczem przytroczonym do pasa a muzyką płynącą z jego ust i serca. Rycerz śpiewa ,,We are the champions’’ z bajki ,,Kurczak mały’’.
-Chwila momen… Znam ten głos… To niemożliwe by był to…
Smok odlatuje na dobre. Drzwi w wieży się pojawiają, a ja mogę wyjść z mojej samotni. Wychodzę z wieży i pędzę jak głupia na spotkanie memu wybawcy po schodach. Ten na głos kroków odwraca się i zdejmuje hełm i zsiada z konia. Wiatr rozwieją mu włosy. Kto okazuje się być mym rycerzem na białym koniu? I kogo widzę…
- Ciao Ignazio!
Wpadam w jego objęcia.
- Ciao gwiazdo moja.( Ciao mia stella.)
-Jak ty tu trafiłeś?
- Och… Za twoją tęsknotą i strachem podążyłem. To ty mnie tu wezwałaś, więc jestem.
-Acha. Gdzie do diaska podziały się moje maniery …Dziękuje za uratowanie mi życia.
- Bardzo cię proszę. Ratować takie damy opresji to dla mnie czysta przyjemność. I pięknie wyglądz w tej zielonej sukni. Wyglądasz jak księżniczka.
-Kurczę. nie mam jedwabnej chusteczki by ci dać w podzięce zgodnie z tradycją.
- Nic nie szkodzi. Ważne ,że jesteś. Dla nagrodą wystarczającą jesteś ty. Bo cię kocham.
- Co takiego powiedziałeś… że mnie …
- Kocham cię Natale Vento. Czy to takie straszne, że taki wielkolud kocha taką dziewczynę.
- O Mamo !? Ja po prostu nie mogę w to uwierzyć ! to sen nic więcej. Jakże bym chcicała by był prawdziwy.
- Owszem to sen ale za pomocą niewytłumaczalnej magii zdołałem znaleźć się w twoim śnie i ci to wyznać bo nie wiem czy zdołałbym to zrobić w realu. Wiedz, że zawsze przy tobie jestem w śnie czy w rzeczywistości, w smutku i szczęściu. Wystarczy że pomyślisz o mnie i się pojawię.
- Ojej uszczypnij mnie proszę albo nie pocałuj .
-No wiesz już myślałem że nigdy nie poprosisz.
Ignazio bierze ją w ramieniem do góry a drugim bierze jej twarz delikatnie w dłoń i pochyla się i powoli zbliża się do jej ust. I Gdy ich usta spotykają się gwiazdy nagle się pojawiają i migoczą jaśniej jak dla nikogo bardzie na ziemi.

Notte nie potrafiła zasnąć i przewracała się z boku na bok. Jednak kiedy w końcu zapadła w głęboki sen, przyśnił jej się Piero. Szli obok siebie, w ciepły wieczór i nagle Piero wyciągnął do niej swoją dłoń, którą chwyciła i opletli swoje palce jakby byli przyjaciółmi-przynajmniej tak jej się wydawało, gdy wstała rano. Nie rozmawiali ze sobą i szli nawet nie wiedząc dokąd, ale przy nim czuła się bezpiecznie i wiedziała, że nie grozi jej przy nim żadne nie bezpieczeństwo. kątem oka widziała jego twarz, z której nie mogła nic wyczytać. Czy myślał w tej chwili o niej, o nich???Piero był tajemniczy. Wtedy zadzwonił budzik i cały czar snu prysnął jak bańka mydlana.





Ten rozdział dedykuję Nadii Barone która pomogła mi ze snem Notte. Dedykuję też go Hanie Machejek, która wykonałą mema Ignazio rycerza.Dzięki wam pomoc. Jak podobał się rozdział? Szczególnie mówię tu do każdej z was dziewczyny która kocha każdego z tych trzech panów. Następny nie wiem kiedy będzie bo nawet nie jest napisany. Wybaczcie mi. 




Na koniec buziaki od chłopaków.