yy

yy

czwartek, 13 października 2016

Przeprosiny















Drodzy czytelnicy wybaczcie mi ale na razie z braku weny musicie uzbroić się w cierpliwość na nowy rozdział bo stanęłam punkcie i nie wiem jak z niego wyjść. więc na razie zawieszam działalność dopóki nie powstanie następny rozdział.  A poza tym mam mature. Błagam o wybaczenie, że dopiero teraz podjęłam tę decyzję a nie wcześniej. :(

Rozdział 9 cz. II Sny




Piero śnił. Był na torze wyścigowym Formuły 1.Konkretnie pędził ponad 200 km/h w czerwonym aucie. Minął właśnie kolejne okrążenie gdy czarne auto go wyprzedzało. Nacisnął pedał gazu. Przyśpieszył bo było to ostatnie okrążenie. Reszta przeciwników została w tyle tylko został ten czarny wóz. Ostatnie 10 m. Czarny samochód próbuje uderzyć w czerwony samochód Piero. Piero wymija czarny samochód slalomem. Mija metę i sen ulega zmianie...
... Piero znalazł się w parku. Na środku ścieżki stała ona- Notte. Patrzyła się na wiewiórki skaczące po drzewie.
-Piero-Ciao la mia stella e la mia luna (Czesc moja gwiazdo i moj ksiezycu.)
-Notte-Dio mio!(Rany boskie!)Przestraszyłeś mnie?!
-Piero z łobuzerskim uśmiechem rzecze-Wielu ludzi mówi mi ze podobieństwo jest olbrzymie.
-Nie żartuj sobie tak. Z Boga nie wolno kpić.
-Cerco.(Oczywiście.)Scuzami,prego.(Wybacz mi,proszę.)
-Bene.(Dobrze.)W sumie masz bardzo ciekawy garnitur w nutki i gdyby je właściwie odczytać to by powstała by partytura ,, 4ry pory roku’’ Vivaldiego lub ,,La lucevan le stelle’’Pucciniego albo ,,List dla Elizy’’ Beethovena.
-Kurczę no ładnie sie ubrałem na spacer po parku choć przed chwila bylem odziany w kombinezon kierowcy Formuly 1.
-Jej, nieźle aczkolwiek myślę, ze w tym ci lepiej. Dodaje, ze jest jak klawiatura fortepianu czyli biało-czarny.
-Bardzo śmieszne. Może przejdźmy się.
-Ok.
Ida sobie po ścieżce.
Przez głowę Piero biegną takie myśli:
-Już prawie zapomniałem jak to jest oddychać pełna piersią. Bez kamer, fleszy, paparazzich, pokazać prawdziwego siebie. Mój Boże ja przy niej mogę oderwać maskę, którą mam dla dziennikarzy, prasy, telewizji, przy Gianluce i Ignazio oraz rodzicach mimo, ze przy chłopakach jestem bardziej sobą niż przy innych. Ale przy chłopakach gram starszego brata to też maska, ale tylko przy niej zdejmuję maskę. Czemu przy niej mogę być sobą? Przy innych jestem jak tatulowa ,,Lalka’’ Bolesława Prusa. Tak, tak wielka sława to żart, książę błazna jest wart...
Notte wyrywa go z rozmyślań, mówiąc:
-O sokół na niebie.
-Faktycznie.
Niespodziewanie znaleźli się pod pergolą czerwonych róż.
-Piero pyta się nieśmiało- Notte zatańczysz?
-Notte się pyta go - Niby jak bez muzyki?
-Znajdzie się na to rada. Przecież jestem muzykiem. Umiem nucić. Nie daj sie błagać na kolanach.
Notte skina głowę na zgodę.
-A co zatańczymy?
-Walca.
Piero obejmuje ja 1ną ręka w tali a 2gą kładzie na jej ramieniu. Zaczynają tańczyć. W którymś momencie wirowania zrządzeniem losu czy tez czarowi chwili ich usta spotykają się. Gdy się oderwali od siebie, zaskoczeni, zapatrzeni w rytm swoich serc gdy w ich otoczenie wdarł się glos kukułki. Sen począł się rozpływać.
- Do zobaczenia moja mila.
-Addio amore.
-Cholerny budzik ,ze też musiał zabrzmieć w takiej chwili!?-pomyślał Piero.

Ignazio śnił na jawie jak to Ignazio. Śniło mu się, że jest wojownikiem ninja i że jest na tajnej misji. Twierdza jest pełna wartowników a on bidulek musi zdobyć szkatułkę z masy perłowej z wizerunkiem złotego smoka. Która zgodnie ze starym przekazem miała pomóc posiadaczowi w jakiś tylko sobie w znany sposób gdy ten był w potrzebie. Ale na litość boską nie myślcie tylko, ze to Złota lampa Alladyna. Szkatułkę nie zamieszkuje dżin spełniający trzy życzenia. A Lampy mógł użyć każdy człek ale szkatułki mógł użyć tylko człowiek o czystym sercu ,dobry szlachetny, roztropny, mądry, gotów do poświęcenia i… mający duże poczucie humoru plus dystans do siebie i do otaczającego go świata gdyż gdyby szkatułka wpadłaby w nie powołane przyczyniła by się do zguby ewentualnego posiadacza w niewiadomym skutkiem.
Ignazio wspina się po ścianie twierdzy używając wnęk w ścianie. Pomału zbliża się ku końcowi wspinaczki na wieżę . Jest już na podłodze wieży. Usłyszał jakiś rumor.
-Ignazio-Diabli nadali. Cholerni wartownicy, że też musieli wyleźć teraz.
Za przeciwległej ściany budynku faktycznie idzie pięciu strażników.
-Dobra biegusiem do wejścia i postarać się znaleźć w komnacie gdzie jest szkatuła. Ignazio szybko przebiega pod nosem strażników i już jest przy otwartych wrotach. W
Chodzi do środka i widzi … olbrzymią liczbę schodów.
- No nie schody tylko nie one… Mamo czemu musiałaś wygadać schody . Litości. Dobra szybko trzeba po nich wejść i tyle.
Ignazio wchodzi po nich na piętro i widzi drzwi do pokoju szkatuły. Robi krok do przodu i płyty podłogi odrywają się od siebie. I poruszają się do góry w dół wszerz i wzdłuż.
-Co to ma być.. Gwiezdne wojny czy co?! Ja Mocy przyciągania płytek nie mam. Dobra chybqa trza skakać by się dostać do wejścia do pokoju.
Leci jedna płytka i skacze na nią na drugą i tak dalej. W pewnym momencie ślizga się na jednej i się osuwa z niej. Z spod spodu wychodzą barierki, chwyta się ich i wczołguje na płytkę. Już jeden skok zrobić i jest na miejscu. Skacze. Już jest na stałym gruncie przy drzwiach i okazuje się, że drzwi są zamknięte. Na szczęście Ignazio umie używać wytrychów i otwiera drzwi. Wchodzi do izby. Idzie do szafy znajduje tajną skrytkę i zna kod. Kod skrytki ma brzmi: memento cuore. Skrytka się otwiera i pokazuje się szkatułka.
-Nareszcie. Pora wracać. Co jest, czemu czuje strach w sercu mym?
Ale najwyraźniej Morfeusz ma inne plany wobec Ignazio bo przenosi gdzie gdzieś indziej.
Przenosi go Na plac zamku .
-No nie jak znowu mam się wspinać to chyba zaraz bendę chudy jak patyk.
Ignazio słyszy rżenie konia i jakby ryczenie jakiegoś dużego gada. I faktycznie w jego kierunku kłusuje śnieżnobiały koń. A na ubraniach Igny pojawia się złota zbroja i tarcza w dłoni ozdobiona złotymi liliami oplatające serce oraz miecz przytroczony do pochwy. Koń staje przed nim i strzyże uszami. Igna go dosiada i jadą tylko koniowi w znanym kierunku. A koń kieruje się na wieżę.
Gadzina pojawia się na horyzoncie.
-Ekstra jestem rycerzem w lśniącej zbroi. Ciekawe kto jest zamknięty w wieży? Holender to smok. Wielki straszny smok.
Smok zatrzymuje się na środku nieba.
-Pędzimy na sajgonki ze smoczusia.
Igna pędzi na smoka.
Smok wzbija się wyżej na niebie i robi zwrot pikując jak jastrząb w kierunku ziemi. Otwiera paszczę i wybuchają płomienie. Rycerz zasłania się tarczą w złote lilie oplatające serce. Płomienie go nie dosięgają. Smok odlatuje by ponowić atak. Smok wraca. Rycerz atakuje smoka w sposób niekonwencjonalny bo nie mieczem przytroczonym do pasa a muzyką płynącą z jego ust i serca.
-No spiewamy ,,We are the chempions’’z ,,Kurczaka małego’’
Smok odlatuje na dobre. Drzwi w wieży się pojawiają. Wychodzi Natale z wieży i pędzi jak głupia na spotkanie swemu wybawcy po schodach. Igna głos kroków odwraca się i zdejmuje hełm i zsiada z konia. Wiatr rozwieją mu włosy. Kim okazuje się dama w tarapatach.
-Natale?!
Natale wpada w objęcia Ignie.
- Ciao Ignazio!
Ciao gwiazdo moja.( Ciao mia stella.)
-Jak ty tu trafiłeś?
- Och… Za twoją tęsknotą i strachem podążyłem. To ty mnie tu wezwałaś, więc jestem.
-Acha. Gdzie do diaska podziały się moje maniery …Dziękuje za uratowanie mi życia.
- Bardzo cię proszę. Ratować takie damy opresji to dla mnie czysta przyjemność. I pięknie wyglądasz w tej zielonej sukni. Wyglądasz jak księżniczka.
-Kurczę. nie mam jedwabnej chusteczki by ci dać w podzięce zgodnie z tradycją.
- Nic nie szkodzi. Ważne ,że jesteś. Dla nagrodą wystarczającą jesteś ty. Bo cię kocham.
- Co takiego powiedziałeś… że mnie …
- Kocham cię Natale Vento. Czy to takie straszne, że taki wielkolud kocha taką dziewczynę.
- O Mamo !? Ja po prostu nie mogę w to uwierzyć ! to sen nic więcej. Jakże bym chciała by był prawdziwy.
- Owszem to sen ale za pomocą niewytłumaczalnej magii zdołałem znaleźć się w twoim śnie i ci to wyznać bo nie wiem czy zdołałbym to zrobić w realu. Wiedz, że zawsze przy tobie jestem w śnie czy w rzeczywistości, w smutku i szczęściu. Wystarczy że pomyślisz o mnie i się pojawię.
-Tak się składa Ignazio Boschetto, ze też cię kocham.
-O żesz ty …
- Nie sądzę bym ci zdołała wyznać w realu bo jestem zbyt cicha by takie rzeczy mówić na głos.
- Ojej uszczypnij mnie proszę albo nie pocałuj .
-No wiesz już myślałem że nigdy nie poprosisz.
Ignazio podnosi ją w ramieniem do góry a drugim bierze jej twarz delikatnie w dłoń i pochyla się i powoli zbliża się do jej ust. I Gdy ich usta spotykają się gwiazdy nagle się pojawiają i migoczą jaśniej jak dla nikogo bardzie na ziemi.

Gianluca śnił smacznie. Chcecie widzieć czemu smacznie?
Właśnie zjadł Nuttelowego potwora mającego 2 metry wzrostu. I czyż taki sen nie może być pożywny i wyśmienity?
To ja może zacznę od początku a nie od środka. No dobra ustaliliśmy już, że Gianluca śnił ale zanim przybyła potwór śniło mu się, że jest na swoim koncercie i że ktoś pomylił się i zamiast puścić mu muzykę ,,La Danza’’ Rossinigo dał muzykę metalową. Czego kompletnie nie słucha i chyba prędzej by gardło zdarł sobie. No cóż trzeba improwizować. Ignazio i Piero się patrzą na niego jak na barana bo zachodzą w głowę jak ma zamiar się ratować. Bo dobrze widzą że improwizacja nie jest domeną Gianluci tylko profesjonalizm. Gian zaczyna śpiewać ,,La danza’’ na bardziej muzykę rocken’drorową i pogranicze opery niż metalową ale lepsze to niż nic. Na szczęście tłum fanek jest zachwyconych bo oszołomił je swoim podobieństwem do Elvisa Presleya. Występ dobiega końca. Chłopaczyna schodzi ze sceny. Podchodzi do chłopaków ciężkim krokiem . Ignazio i Piero spoglądają na niego z dużym oszołomieniem ,nie dowierzeniem i szacunkiem. Klepią go po plecach.
-Chłopaki mówią zgodnym chórem- To było najbardziej obłędne wykonanie piosenki do tej pory u ciebie. I dużą masz odwagę, że nie straciłeś głowy tylko zrobiłeś to tak jak czułeś i co miałeś zrobić wykonałeś. –w tym momencie psują efekt – Szkoda że nie miałeś tego łobuzerskiego spojrzenia co zwykle wtedy było by super.
-Dzięki ale może byście sami spróbowali co?
-Nie dzięki.
-Pora wracać do domu.
-Mam nadzieje, że nic podobnego mi się nie wydarzy.
Wtem zmina scenariusza i Gianluca staje w oko w oko z potworem. Gdy potwór go dotyka Gianluca i się cofa Gian odruchowo sprawdza miejsce dotknięte. Zbiera na palec maź i wsadza do ust. Tą mazią jest Nutella.
-Nutella pycha! Takiego potwora to się nie boję!
I Gian zaczął gonić potwora dopóki nie zagonił go do olbrzymiego słoika. A jak go zagonił w słoikowy róg to zaczął go zjadać.
I tak się kończy bajka go Nuttelowym potworze.
https://www.youtube.com/watch?v=NohCfUB4-Z8